niedziela, 23 września 2012

Nie taki sneak preview straszny




Mój pierwszy artykuł piszę zaraz po powrocie ze swojego pierwszego tournamentu jakim był sneak preview ze zbliżającego się dodatku War of the Ancients, tak więc na gorąco i taka też panowała atmosfera! Swoją przygodę z WoW TCG zacząłem trochę ponad rok temu i w końcu z kumplem stwierdziliśmy, że już czas wyjść z naszej bezpiecznej jaskini i zmierzyć się ze światem zewnętrznym. O sneaku wiedzieliśmy już od jakiegoś czasu, czekaliśmy tylko na ustalenie dokładnej daty i godziny i gdy te okazały się sprzyjające decyzja zapadła: jedziemy! Formatem sneak preview był Sealed o którym nie mieliśmy bladego pojęcia, więc co nie co znaleźliśmy na necie, a resztę wątpliwości rozwiali użytkownicy forum wowtgc.pl i artykuł nt. drafta autora niniejszego bloga - wszystkich pomocnych pozdrawiam :D Ale przejdźmy do rzeczy.

 W Katowicach znaleźliśmy się o godzinie 15:30. Do rozpoczęcia zapisów pozostało jakieś pół godziny, czas ten wykorzystaliśmy na zwiedzanie Barda, w którym byłem po raz pierwszy. Z minuty na minutę osób przybywało, by o godzinie 16:00 liczba tychże wyniosła 14-frekwencja niezła. Ustalono, że top 7 zdobywa nagrody w postaci boosterków, rozdano nam promki za sam udział, każdy dostał także 6 boosterów na zbudowanie talii i 30 minut zaczęło upływać. Z drżącymi rękoma otworzyłem boostery, posegregowałem ally, ability, equipment i questy i zacząłem myśleć co i jak. Trafił się Garrosh, więc wybór padł z automatu na Hordę, w której do kompletu dołączyło paru orków by moc ich Warchiefa była tym bardziej odczuwalna. Ostre myślenie pojawiło się znów przy wyborze klasy, gdyż trafiły mi się 3 świetne ability do priesta, rare do huntera, który przyzywał jednego z 3 petów i rare dla DK, który niszczył wszystkie ally. Obecnie zadaje sobie pytanie: czemu? Ale wybór padł na priesta. Tłumaczę to brakiem doświadczenia i presją czasu, ale mogłem lepiej. No nic, wybór dał się odczuć w grach jakie nastąpiły później. 

Runda 1

Mój przeciwnik grał czerwonym rogalem. Rzut kostką przegrałem, więc sam start zapowiadał się już nieźle zważywszy na to, że talię miałem bardziej rushową. Przeciwnik zagadał jak to wrzucił byle co, bo karty trafiły mu się żadne a potem pokazał talent rogala subtlety, którym skosił mój stół, a następnie dobił mnie w kolejnych kolejkach ally hordowym , który wchodził za x resourców i tyle samo miał na sobie counterków życia i ataku, które podwajały mu się gdy jego Hero miał mniej obrażeń od mojego Hero. Doszło do 12 i 1:0 dla oponenta. Ważna lekcja: nie ufaj przeciwnikowi, choćby nie wiem jak się miły wydawał ;) Druga gra poszła mi znacznie lepiej: wysypałem się na stół orkami i nie trzeba było nawet Garrosha by załatwić Garrone(łotrzyka). Niestety z powodu naszej pierwszej dłuższej gry załapaliśmy się na terminację w 3 grze, którą udało mi się wygrać dzięki neutralnemu ally, którego atak można było boostować resourcami, a także dzięki nieuwadze przeciwnika, który miał szansę wspomnianego ally usunąć i nie zrobił tego.

Runda 2

Gdy wyczytano pary do rundy drugiej szeroko się uśmiechnąłem - moim przeciwnikiem okazał się być kumpel, z którym przyjechałem na turniej. Tym razem rzut kością wygrałem i zaczynałem. Na ręce miałem Garrosha i paru orków, więc ją zatrzymałem. Z początku czułem się bezpieczny i śmiało nabijałem dmg na warlocka z Alliance oponenta, ale sprawy zaczęły iść już nie po mojej myli, gdy na stół wszedł Jarod. Jest to niebieski elf ze stealthem, spellshieldem i elusivem o statystykach 6/1. Na szczęście nie namieszał mi tak jak się tego obawiałem i pierwszą grę wygrałem bez większych problemów. Drugą grę zaczynał Medivh(warlock) i na stół szybko posypały się tanie elfy z wkurzającymi abilitkami. Tym razem również miałem Garrosha na startowej ręce, ale dla odmiany pojawili się na niej protektorzy, których trzymałem właśnie na taka okazję. Skutecznie blokowałem, aż do pojawienia się w 3 turze wilka z ferocity i stealthem oraz atakiem 3, który zaczął mocno nękać mojego Hero na zmianę z czwartoturowym zagraniem wspomnianego w poprzedniej grze Jaroda. Obrażenia zaczęły rosnąć tak u mnie jak i u przeciwnika za sprawą Garrosha. Nagle mój przeciwnik zaczął niszczyć sobie swoje pięć resourców. W pierwszej chwili nie zrozumiałem o co chodzi by za chwilę zrozumieć: Neltharion. Ally ten wymaga by zapłacić za niego 1 resourca, a reszta kosztu to „raptem” zniszczenie swoich 5 non hero kart. Statystyki tegoż to 8/8 i smash. Zrobiło się nieciekawie, ale rzutem na taśmę podszedł mi ork, który przyzwał wchodząc na stół tokena z ferocity 2/2 i to po dodaniu innych ally zakończyło zmagania na moją korzyść. Wynik 2:0 co do rund satysfakcjonował, ale i napawał lękiem - teraz przyjdzie pora na umieszczenie nas w grupach i spotkam tych, którzy również ułożyli dobre jak nie lepsze talie, a także wyprzedzają doświadczeniem w podobnych eventach. Jak się okazało strach był jak najbardziej uzasadniony. Kolejnym przeciwnikiem okazał się być Sokles ze swoim Horde Hunterem.

Runda 3

 Grając z Soklesem natychmiast zrozumiałem swój błąd dotyczący wybrania priesta. Flipy huntera, a także abilitka rare, którą oprócz mnie miał i Sokles skutecznie psuły moje zagrania. Pierwsza gra szła całkiem dobrze, po mojej myśli, tempo utrzymywałem i obrażenia się pięknie stackowały, gdy nagle ally, którego wrzuciłem za 5 zginął przez abilitke o koszcie 1 instant: 4 obrażenia we wrogiego ally o koszcie 4 lub wyższym. Tak się zaczął początek końca mojego rusha, po którym się już nie mogłem pozbierać. Na dokładkę wszedł token peta z rare ability, który pozamiatał resztki mojego stołu swoim AoE i to było na tyle. 1:0 dla mojego oponenta. Druga gra pokazała mi jak niesamowicie dobre flipy, wspomniane już przeze mnie na wstępie, posiada horde hunter. Pierwszym flipem dającym long range wybranemu ally zostałem pozbawiony swojego ally bez możliwości żadnej korzystnej wymiany. Drugi flip zboostowal samego bohatera dodając mu +3 do ataku i również long range od którego zarobił inny ally. Muszę też przyznać, że talia Soklesa była o wiele lepiej złożona od mojej i ally oraz zdolności wspaniale się uzupełniały niosąc pożogę. Druga gra zakończyła się również moją przegraną, wynik pogorszył się więc 2:1. No nic, nie zawsze i nie z każdym można wygrać, idziemy dalej.

Runda 4


Guldan. Kolejny warlock na mej drodze. Poradziłem sobie z jednym to i z drugim sobie poradzę, prawda? Błąd. Jeśli ostatnia talia była dobrze ułożona to co dopiero można powiedzieć o tej. Dodatkowo jedno słowo: Taureni. No może dwa: Tribe, głupcze! Jako keyword sprawdza się wprost wspaniale. W przeciwieństwie do orkowego Bloodrush, czy ludzkiego Unity tu nie było żadnych wymogów by zadziałało, tak jak u starych, dobrych i mokrych murlocków. Co prawda nie daje on efektów na stałe, ale to wystarczy by wyrządzić szkody. Przeciwnik zagrywał Taurenami jakby nic innego mu nie przychodziło a u mnie rushowa posucha. Niby coś próbuję zrobić jednak za chwile bierze to na siebie jeden z protectorów warlocka i poker face z mojej strony. Szczególnie po pojawieniu się zielonego itemu wspierającego nację ludzio-krów: item leczy 3 obrażenia z Twojego Hero o ile zapłacisz 3 resource i tapniesz sam item. Wspomniałem już, że koszt resourców jest zmniejszony o 1 za każdego taurena jakiego kontrolujesz? Taaaaak… No to gra druga ;) Tym razem zaczynając mogłem szybciej działać i starać nie dopuścić się do sytuacji jaka miała miejsce w ostatniej grze. Podszedł nawet Garrosh by było śmieszniej. Przed jego wejściem do gry zawitał na stół ally, który za czasów grania w WoW online siał popłoch w sercach i umysłach nowych graczy dodatku TBC. Mowa o fellreaverze, który to, Panowie i Panie, powrócił w wielkim stylu i ładnymi statystykami. Za ładnymi jeśli pytać o to mnie(z przodu jedyne 8), ale ja jestem stronniczy ;) Po jego wejściu na stole zaczęło powoli siać pustką wśród moich protektorów, dorzuciłem Garrosha, ale pograł w jednej turze. Okazuje się, że przeciwnik przez całą grę kamuflował u siebie nowego remova warlockowego, tj. za zdaje się koszt 2 Basic ability: umieszczasz 5 obrażeń na swoim Hero i usuwasz wybranego ally przeciwnika poza grę. Nie powiem, zabolało mnie to, ale pocieszył fakt jaki z tego wynikał. Przeciwnik pospieszył się z oceną sytuacji i okazało się, że dzięki posiadaniu ostatniego protektora byłem w stanie wziąć na niego obrażenia z fellreavera, które normalnie by mnie zabiły, a  Guldanowi jestem w stanie w kolejnej rundzie zadać akurat tyle by dobić. Gra zakończyła się podobnie jak i w pierwszej rundzie - w terminacji. I to w niej zaczynała się finałowa batalia. Zaczynał oponent. Zerknięcie na pierwszą pociągniętą rękę: nic do zagrania w pierwszej turze. Podobnie u przeciwnika, więc obaj zmulliganowaliśmy. Kolejny draw okazał się ciut lepszy. Wszedł Garrosh, ale on by mi tym razem nie pomógł. Tym co mnie satysfakcjonowało to heal o koszcie 1 instant: leczę 4 obrażenia ze swojego Hero i jeśli mam 0 obrażeń na sobie ciągnę kartę. Może teraz opłacalnym okaże się granie Priestem. Przeciwnik tak jak się spodziewałem zagrał w pierwszej turze ally, który albo zadawał 1 obrażenie w mojego Hero albo pozwalał na zerknięcie na moją rękę. Wybór był mój, więc wybrałem rękę, im mniej obrażeń tym lepiej. Niestety dla mnie przeciwnik swoim trzecim dropem zadał obrażenia w mój drugoturowy drop i wysunął się na prowadzenie z ilością zadanych dmg we wrogiego Hero.


Ostatecznie wynik ze wszystkich rund to 2-2. Wystarczył by znaleźć się na 7 miejscu i odebrać 2 extra boosterki. Turniej uważam za bardzo udany i świetne doświadczenie. Polecam każdemu kto się waha i życzę powodzenia na kolejnych sneak previewach, które będą miały miejsce w sobotę i w niedzielę.
Powodzenia! :D

Zbigniew Czekański

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz