piątek, 23 listopada 2012

Sealed stories


Sealding is fun!

Witam wszystkich po ponad miesięcznej przerwie od mojego ostatniego artykułu. Niestety czas nie pozwalał mi na napisanie niczego nowego, aż do dzisiejszego dnia. Tematem znów będzie sealed, który odbył się w Katowicach. Zapraszam do lektury!
Po pozytywnych wrażeniach jakie mieliśmy po ostatniej imprezie w formacie sealed nie było mowy byśmy usłyszeli o kolejnym i nie wzięli w nim udziału ;) Tym razem mieliśmy zamiar jechać w trochę liczniejszym gronie, ale ostatecznie jechałem tylko z kolegą, z którym byłem ostatnio-maybe next time. Godzina 15:55 wbijamy do Barda i słyszymy, że już grupka osób ulokowała się na pierwszym piętrze, gdzie zachęcono nas byśmy również się udali i poczekali na niespieszącą się resztę osób. Parę minut później odbyły się zapisy po czym każdy otrzymał swój przydział boosterków i 30 minut na złożenie czegoś sensownego. Czas start! 
Co to będzie?! Może znów jakaś bomba typu Gromm? Może Ravencrest dla odmiany? Kto wie czy nie Legacy of the Legion woa? Loot 3/3 tez nie byłby zły… Po otwarciu wielce zachwycony jeśli chodzi o boostery nie byłem. Z rarek trafiły mi się: Guardian of the Light woa, Crescent Wand woa(no ileż można go trafiać?!), Despair of Winter woa, Tortolla woa, Dungard Ironcutter woa oraz Beast Mastery woa. Z ciekawostek: Beast Mastery, Dungard, Tortolla i Crescent Wand trafiły mi się również na ostatnim sealdzie ;) No nic, czas by coś z tego ułożyć bo czas leci nieubłaganie. Z Przymierza(tfu!) nic się nie trafiło ciekawego, więc nie byłem zmuszony zmieniać swych kolorów. Horda również nie miała czegoś co by mi miało wygrać grę, jednak 3x Mulgore Deathwalker woa było interesującym wyborem :D Frakcja wybrana to teraz klasa. Tu problemów nie było. Karty takie jak 2x Arrowstorm woa , 1x Beast Mastery i 1x Arathar the Eye of Flame woa(ta ostatnia akurat najmniej) przekonały mnie do gry Hunterem, który to jak już pisałem w ostatnim artykule jest niebywale dobry ze swoimi flipami podczas formatu sealed: flip pierwszy to koszt 4 resource i danie jednemu ze swoich ally Long Range w danej turze, a flip drugi to koszt 6 i danie swojemu bohaterowi Long Range oraz +3 do ataku. Miodzio!
Ostatecznie talia liczyła sobie 33 karty i wyglądała następująco:

Hero: 

Ally:

Ability:

Equipment:

Quests:

Tyle jeśli chodzi o sam deck, czas na walkę. Osób biorących udział w turnieju było zdecydowanie mniej niż ostatnim razem. Liczba ta stanęła ostatecznie na 8 graczach wraz ze mną, więc ustalono, że każdy odbędzie 3 gry.

Runda 1
Horde Hunter vs Horde Hunter 

Hunterów było, aż 3, więc możliwość, że wpadnę na jednego z pozostałych była dość wysoka. Moim przeciwnikiem okazał się młody, jeszcze trochę niedoświadczony gracz. Z czego to wnoszę? O tym za chwilę. 

Rzut kośćmi i już fail. Dobrałem karty i było delikatnie mówiąc średnio. Mogłem zacząć grać dopiero od 4 tury, a do tego czasu przeciwnik jechałby na mnie jak na łysej kobyle. Zatem muligan. Kolejne dobranie kart i odetchnąłem bo było już trochę lepiej. Przeciwnik otworzył Jadefire Netherseer woa i wybrałem obrażenie we mnie, ręki nigdy nie pokaże ;) Moje otwarcie to Rampaging Furbolg woa i dwie karty z topa decku przeciwnika na jego grave`a. W drugiej turze zrobiło się gorąco gdy zobaczyłem Skitter woa. Miałem protectora w postaci Mulgore Deathwalker woa ale to dopiero na turę 5 by powstrzymać ostateczny cios od skorpiona. Dobranie przeze mnie karty i ulga: Beast Mastery. Natychmiast zagrałem i wybrałem protectora 2/5 ze Spellshieldem. Skorpion póki co powstrzymany, ale nie przeciwnik. Zaczęło pojawiać się coraz więcej ally, a obrażenia na moim bohaterze rosły niewspółmiernie do czynionych przeze mnie obrażeń w przeciwnego Hero. Jeszcze dwie rundy i będzie po mnie. Co czynić i jak żyć? Dobranie karty i ciężko ukryty przeze mnie uśmiech - doszedł Dungard Ironcutter woa. Resourców nie żałowałem w żadnej turze licząc, że może podejść i się nie pomyliłem. Przeciwnik pożegnał się z dwoma ally przy drobnej pomocy moich Arrowstormów i zrobiło się pole wy wpuścić moją bombę. Przeciwnik mógł zadać w Dungarda 5 obrażeń patrząc po tym co miał na stole, więc modliłem się by nie miał Arrowstormów, Blitzów czy innych wilczków i zostałem wysłuchany. Tura 9 dokładam resource, wszystkimi płacę by dodać sił Dungardowi i zmieszczam się idealnie by zadać brakujące 25 brakujących obrażeń. Uff… rzutem na taśmę.
Drugą grę rozpoczynał znów przeciwnik. Tym razem widać było, iż karty mu nie podeszły za to mi jak najbardziej. Beast Mastery, Dungard i inne karty na każdą turę utwierdziły mnie, że warto było zostać z tą ręką. Znów doszliśmy do 8 tury, ale zdecydowanie z większym spokojem tak na stole jak i z obrażeniami na moim Hero, Dungard w stół, odczekanie tury i decydujący cios.
Parę słów o przeciwniku by wytłumaczyć o co chodziło mi na początku. Opponent zapominał o mocach swoich ally i czasem nie używał Tribe`a o czym musiałem przypominać. W decydujących zaś momentach gry 1 i 2 zdarzało mu się wyciągnąć blanki typu: Child of Tortolla woa, czy Helm of Throns woa.
Koniec końców gra udana 2:0 dla mnie, czas na kolejną rundę w zdecydowanie dobrym nastroju.

Runda 2
Horde Hunter vs Horde Death Knight

Przeciwnikiem okazał się być nie kto inny a największy szczęściarz tego wieczoru - Sokles. Szczęściarz bo ze swoich boosterów na wstępie wyciągnął loot 3/3 ;)
Rzut kośćmi okazał się bardziej łaskawy dla mnie, więc zaczynałem. Dociągnięcie kart również satysfakcjonujące, myślę: jest dobrze. Faktycznie było. Na turę pierwszą miałem Bloodsoul woa do zagrania, na turę drugą Mulgore Guardian woa i tak też zrobiłem. Przeciwnik zagrał kolejno Timewalker Sunguard woa i  Dawnhoof Brightcaller woa. Kolejne wymiany między ally i dowiedziałem się, że w swoim arsenale przeciwników trzymał również Deaths Decree woa. Beast Mastery poszło w ruch i wybrałem chimerę ze względu na elusive i na zadanie 1 dmg w ally i Hero przeciwnika, gdyż dzięki temu dwóch się skróciło bo akurat tyle im życia zostało. Zaczałem zagrywać swojego protectora 4/5 posiadając wszystkie trzy sztuki na ręce i koniec końców pierwszą grę wygrałem dzięki temu, że przeciwnik nie miał odpowiedzi na przyzwanego z talentu stwora. 
Gra druga poszła już po myśli przeciwnika. W pierwszej turze wszedł Mu pasek Guirdle of the Queens Champion woa, który skutecznie blokował część moich obrażeń by w rundzie 3 zagrać Gavel of Perotharn woa. Kolejne gry to były wymiany na moją niekorzyść-broń była używana za darmo, gdyż w każdej turze oponent miał ally akurat o koszcie odpowiadającym ilości resourców. Gra druga idzie do Soklesa.
Gra trzecia miała podobny przebieg do gry pierwszej, nawet ally w poszczególnych turach wychodzili podobni by nie powiedzieć, że Ci sami jak było w moim przypadku jeśli chodzi o turę pierwszą i drugą. Niestety przeciwnikowi znów podeszła broń. Nie wszystko było jednak stracone, gdyż Beast Mastery, z którego znów przybyła chimera z odsieczą dalej działał cuda. Zbliżała się tura 8 a ja trzymałem Dungard Ironcuttera. Postawiłem wszystko dosłownie na jedną kartę i czekałem… Stało się to czego się obawiałem-w ruch poszedł Deaths Decree i to by było na tyle. Jestem zły na siebie bo grę dało się wygrać, a przynajmniej była na to szansa gdyby nie mój jeden fatalny błąd: niewiadomo skąd ubzdurałem sobie, że ally, który ma Long Range nie może być protektorowany. Przeciwnik szybko pokazał mi jak bardzo się myliłem i cała tura oraz moc bohatera były zmarnowane. Skutecznie zabiło to moje tempo i jakiekolwiek szanse na dalsze pokonanie przeciwnika bez pomocy Dungarda, a to tylko jedna karta, której można się pozbyć jak to wyżej opisałem.
2:1 w tej rundzie i 1:1 w ogólnym rozrachunku. Pora na ostatnią rundę.

Runda 3
Horde Hunter vs Alliance Paladin

Tym razem przyszła kolej na zmierzenie się z Sołtysem, którego to deck zawierał mieszankę monsterów, ludzi i elfów. 
Chwila narzekania mojego przeciwnika na to, że nie wygrał żadnego rzutu kością by i ten ze mną przegrać 8 do 9 ;) Szybkie spojrzenie na karty i muligan tak u mnie jak i u oponenta. Teraz już lepiej. Zagrałem Bloodsoul, przeciwnik w swojej przyzwał Teldrassil Tracker woa. Następna runda to z mojej strony Orox Darkhorn woa i zdjęcie z topa decku jednej karty przeciwnika i usunięcie poza grę. Nic specjalnego nie usunąłem ;) Przeciwnik zagrywa Sinister Watcher woa i grzebie w swoich trzech pierwszych kartach by je odpowiednio poukładać. W kolejnej poszedł Child of Ursoc woa a u oponenta protektor 3/2. Przeciwnik zaczął się trochę bunkrować przy pomocy protektora, który przyszedł mu w kolejnej turze. Gdy na stole było już 5 resourców dowiedziałem się jakiego sołtys otrzymał epika, a był to nie kto inny a sam mag Rhonin woa. Byłem jednak spokojny, gdyż Arrowstorm i moc mojego bohatera szybko się go pozbyły zanim zdążył zanadto nabroić. Sytuacja zrobiła się jednak patowa. Moja przyzwana chimera nie mogła się przebić przez obronę przeciwnika nie umierając przy tym. Moce bohatera wyczerpane. Kart zostało nam około 9 do dobrania a tu brakuje mi do zwycięstwa zabranie oponentowi 5 punktów życia. Na rękę przyszedł mi wilk ale nie zagrywałem go bo nic by nie namieszał, potrzebowałem czegoś jeszcze i stało się: podszedł Blitz! Przystąpiłem do działania: chimera w Hero została sprotektorowana. Wilk 3 obrażenia za 3 resourcy, Blitz 3 obrażenia za 2 resourcy, mina przeciwnika? Bezcenna ;) 
W kolejnej grze Sołtys zdecydował się zaczynać. Jego i moje zagrania na kolejne tury nie wyróżniało nic od gry wcześniejszej z jednym DUŻYM wyjątkiem w piątej turze. Widzicie, jedni z boosterów wyciągną same rary i zero epików, a inni wyciągną dwa fiolety ;) Drugim okazał się Axe of Cenarius woa. Zacząłem szybko tracić swoich ally, a niestety kart do niszczenia ekwipunku miałem w swoich boosterach zero. Gra masakra-wygrywa Sołtys.
Trzecia gra. O dużych emocjach tak po stronie oponenta jak i mojej chyba nie muszę mówić? Bloodsoul na pierwszą turę a u przeciwnika nic. Druga tura to Orgrimmar Killblade woa z mojej strony a z przeciwnej Sinister Watcher i poszukiwania Axe of Cenarius w top 3 kartach. Moja kolejna tura to zagranie Beast Mastery, wybranie mojej turniejowej chimery i zadanie 1 dmg po oponencie. Stół prezentuje się bardzo po mojej myśli: u mnie 3 ally, u przeciwnika 0. Zbliżaliśmy się do tury 5 i czekam. Sołtys dobiera kartę i wpuszcza na stół… Rhonina! No to pozamiatane. W sensie pozamiatane ma przeciwnik ;) Rhonin schodzi znów od Arrowstorma i mojego bohatera, a moi ally powoli kończą zabawę z przeciwnym hero. Ostatecznie Sołtysowi nie udało się wesprzeć żadnego ze swoich ally by wytrzymali do tury gdy może ich zagrać, oraz broń Mu nie doszła. U mnie skończyło się zaś na 5-6 ally na stole. 
Ostateczny wynik to 2 zwycięskie rundy i 1 przegrana. Nie jest źle. Jak się to przełożyło na miejsca? Zająłem 2, zaraz po Soklesie. Z sealda jestem niezmiernie zadowolony, choć karty mogły by mi się trafić lepsze jeśli chodzi o nagrody ;)

Pozdrawiam i do zobaczenia w kolejnych artykułach za czas jakiś! :)

Zbigniew Czekański

niedziela, 11 listopada 2012

Rozkład jazdy na 2013 rok

Hej hej!

Kolejne Mistrzostwa Świata za nami, a dla tych co nie wiedzą śpieszę z informacją, że tym razem tytuł wpadł w ręce Brada Watsona, gracza co najmniej bardzo znanego na scenie WoW TCG. Z informacji dla nas ważnych Polskę na Worldsach dumnie reprezentował Gnimsh, któremu niestety nie udało się zakwalifikować do dnia drugiego. Z informacji równie ważnych Cryptozoic, jak to zwyczajem bywa, zaprezentował "rozkład jazdy" na nadchodzący rok. Cały harmonogram można zobaczyć pod tym linkiem:
http://www.cryptozoic.com/downloads/files/2013_wow_op_schedule.jpg

Co przyniesie nam rok 2013 ?

1. World Championships 2013 Los Angeles, California
Bardzo kontrowersyjna decyzja, która odbiła się szerokim echem wśród graczy WoW TCG. Od niepamiętnych czasów Mistrzostwa Świata odbywały się na przemian w Europie i USA (z pominięciem innych kontynentów). W tym roku CZE przełamało tę regułę i drugi raz z rzędu Amerykanie będą hostem najważniejszej imprezy w roku. 
Nie do końca jestem pewien, co było motorem tej decyzji. Wieść gminna głosi, że CZE pragnęłoby zorganizować Worldsy na kontynencie azjatyckim, ale z różnych względów, np. logistycznych nie jest to możliwe. Z racji tego wybranym miastem zostaje LA, które podobno jest "blisko" Azji. Mnie ten argument trochę nie przekonuje. Wydaje mi się nawet, że wycieczka z Chin do Europy będzie tańsza aniżeli do USA.
Faktem pozostaje to, że skutecznie ogranicza to liczbę graczy z Europy, którzy wezmą udział w przyszłorocznych Mistrzostw Świata. Tym, którym uda się wybrać polecałbym wzięcie urlopu 3-4 tygodnie i zrobienie sobie wycieczki po Kalifornii i okolicach bo naprawdę warto. 
Ja osobiście jestem bardzo niezadowolony z tego wyboru. Grałem dwukrotnie na Mistrzostwach Świata i jest to zdecydowanie najlepsza impreza w kalendarzu. Wielodniowe granie w karty w różnej maści turniejach, sporo Limited, okazja do wymiany karty etc. W przyszłym roku będzie ciężko znaleźć te, około, 5000 złotych aby wybrać się do LA. Jedyna szansa to karta VIPowska, więc w tym roku jest o co walczyć na Realmsach ;-)

2. DMF Poznań, 27-28 kwietnia
Cieszy fakt, że CZE doceniło gościnność "pyrożerców" i postanowiło nagrodzić ponownie Poznań w postaci  DMF. Ostatni turniej w Poznaniu oceniam bardzo dobrze, organizacja stała na wysokim poziomie, a pomysł organizacji na Polconie strzałem w dziesiątkę. W przerwie między kartami można było popatrzeć na inne karcianki, gry fabularne, śmiesznie przebranych ludzi czy po prostu spić piwko w kawiarni. Jedynym minusem była płatna wejściówka na konwent, no ale cóż - coś za coś. Myślę, że tym razem możemy liczyć na jeszcze większą frekwencję i osiągnąć ponad 200 uczestników. 
Szkoda, że CZE nie rozważało (a może rozważało) innej lokalizacji w Polsce. Myślę, że Wrocław czy Katowice (a nawet Kraków) byłyby równie dobre do organizacji DMFa jak Poznań. Warszawy raczej nie brałbym pod uwagę (sorry chłopaki) z racji kiepskiego dojazdu drogowego. 
Możliwość zobaczenia różnych miejsc jest fajnym dodatkowym aspektem karcianki. Z całym szacunkiem dla Pragi, ale jest jeszcze milion fajnych miejsc, w których można by było zorganizować dużą imprezę, np. Bratysława, która jest równie ciekawa pod względem turystycznym jak stolica Czech.

3. DMFy w Europie
W przyszłym roku mamy 5 Darkmoon Faire w Europie: Wenecja, Poznań, Praga, Manchester, Wiedeń.
W porównaniu do zeszłego roku mamy o jeden turniej więcej, a najbardziej cieszy fakt, że mamy nowe miejsca takie jak Wenecja, Manchester czy Wiedeń. Z tego przedostatnie cieszę się najbardziej, bo zawsze chciałem zobaczyć na żywo stadion Manchester United ;-)

4. Format
Dominującym formatem w 2013 roku będzie, o dziwo, Sealed. Z tego co naliczyłem to z szesnastu turniejów rangi DMF 8 będzie w Sealed, po 4 w core i contemporary. Nie wiem co jest powodem takiego układu. Być może CZE liczy, że przyciągnie to więcej graczy, gdyż jak wiadomo w Sealed nie potrzebujemy mieć przygotowanej talii, a więc odpada odwieczny problem "Skąd tu wziąć Edwiny i Thralle?". Sealed sam w sobie jest również formatem bardzo losowym, a dobranie bomb w zestawach zwiększa znacznie szanse na wygraną. Póki co Sealed jest mało popularnym formatem, przynajmniej w Polsce, z racji kosztów jakie trzeba ponieść, aby zagrać jeden turniej. Z tego co pamiętam z przeszłości to DMFy w tych formatach cieszyły się kiepską popularnością i jakoś nie widzę, aby miało być lepiej. Być może CZE będzie starało się jakoś zachęcić potencjalnych uczestników poprzez zróżnicowane i ciekawe nagrody - zobaczymy. 
Z harmonogramu znika Classic jak Titanic. Obietnice Cryptozoica, że będzie to supportowany format okazały się tylko pustymi słowami. Dla mnie jako gracza, mimo tego, że posiadam mnóstwo kart UDE to dobra decyzja. Classic jest już na tyle martwym formatem, że nie warto trzymać pacjenta pod respiratorem w nieskończoność. Sama myśl, o tym, że miałbym złożyć talię z wszystkich dostępnych dodatków, których jest już zylion przyprawia mnie o ból głowy ;-)

5. DMF w Azji
4 DMFy w Azji + APCC to już całkiem pokażny zestaw turniejowych dla naszych skośnookich, dalekich kolegów. Świadczy to o tym, że azjatycki rynek wciąga szybko WoWa. Widać to też po wynikach na turniejach gdzie pojawia się coraz więcej graczy o trudnych do wymówienia imieniach i nazwiskach. 

Rok 2013 zapowiada się dosyć ciekawie, nawet pomimo wpadki z Worlds. Będzie cała masa turniejów zagraniczych, na które warto będzie pojechać ze znajomymi. Do tego dochodzą jak zwykle Realmy, w których naprawdę jest o co grać. Ja przede wszystkim liczę na to co CZE zapowiadało od jakiegoś czasu - większe wsparcie dla lokalnych scen, które tak naprawdę najbardziej nakręcają cały ten biznes. Póki co czekamy.

środa, 31 października 2012

Blast from the past! Część III

Kolejną odsłonę Blast from the past! zaczynamy wraz z dodatkiem March of the Legion, który przyniósł kupę mocnych kart. Na początek jedna z moich ulubionych talii, którą katowałem przez wiele miesięcy, a mimo tego fun z gry był zawsze na tym samym, wysokim poziomie. Tzw. "Boomkin" bo o nim mowa:


Allies:: 12

Abilities:: 26

Equipment: 8

Quests: 14

---
Side Deck: 10

Gwoli przypomnienia troszkę o fizyce talii. Generalnie naszym najlepszym, i w zasadzie jedynym , win condition był Moonfire. Przy wystarczającej ilości resów mogliśmy skutecznie smagać nim przeciwnika. W koszcie 1 mogliśmy wziąć Moonfire do ręki, więc abilitka była w zasadzie niezniszczalna. 
Z Moonfire bardzo dobrze kombiły się Moonkin Form oraz Stormrage Cover. Za każdy "spam" Moonfire mogliśmy odkręcić armor, co dawało nam spore możliwości obronne. Dodatkowo druidzka czapka oferowała spore możliwości filtracyjne, aby szybciej znaleźć porządane karty. Cały setup uzupełniał Dreamstate, który umożliwiał nam dociąganie za przysłowiowy "milion". 
Cała reszta talii to karty uzupełniające, odbijające rush , tudzież "niszczarki" takie jak Silea Dawnwalker czy Shadala. 
Podstawowym problemem tej talii były decki oparte na stworkach z Untargetable stąd też karty takie jak Gurzuk czy Force of Nature. Talia ta była niezłym wyborem w ówczesnej mecie zdominowanej przez strikeouty (czyli talie, które zabijały jednym dużym uderzeniem w turze) czy solo decki, takie jak rogal czy warrior. 
Jednym z takich strikeout'ów był Halavar:

Hero: Halavar

Allies:

Abilities:
4 Rend
3 Slam

Equipment:

Quests:

---
Side Deck:

Deck z założenia nastawiony na typowy wcisk w prawo. Zestaw morderczych abilitek uzupełniony był o regiment małych niebieskich chłopków. Mortal Strike był tutaj kluczową kartą, gdyż zagrany w dobrym momencie zupełnie niwelował leczenie przeciwnika (np. takie Lay On Hands). Swoją drogą bardzo mi brakuje tej karty w obecnych formatach. Bardzo liczyłem, że zostanie przedrukowana w którymś z Class Decków, jednak jak na razie bezkutecznie czekam ;-)
Perdition's Blade, na pierwszy rzut oka niepozorna, była podstawową kartą w wielu solo taliach przez długi, długi czas. Free headshot w pierwszoturowego dropa przeciwnika wraz z możliwością bicia mniejszych stworów bardzo dobrze ustawiał grę w naszą stronę. 
Bloodrage był odpowiedzią na kontrolne talie, takie jak paladyn czy warlock, które stallowały grę. Dzięki niemu byliśmy w stanie utrzymać pełną rękę, jak również zbierać poszczególne elementy komba. 
Warto wspomnieć w tym miejscu, że istniała nie mniej popularna, czerwona wersja tej talii. Zasadniczą różnicą był użytek Twig of the World Tree, który dobrze łączył się z Morlug Soulreaver

Last but not least chcę pokazać talię, która pojawiła się wraz z nowym Expansion Packiem, czyli Servants of the Betrayer:

Hero: Runetusk

Abilities:26

Allies:10

Equipment:8

Quests: 16

---
Side Deck:

Nie mogę sobie przypomnieć czy wcześniej istniały jakieś discard decki, ale jeżeli mnie pamięci nie myli to był to jeden z pierwszych jeżeli nie pierwszy. 
Jak ktoś mądry kiedyś powiedział - "discard nie działa", ale było to jeszcze w czasach kiedy nie było Voidfire Wand. Róźdżka, która sprawiła, że niejednemu graczowi WoW TCG siwe włosy na głowie pojawiły się wcześniej niż zwykle. 
Wracając do tematu niedziałającego discardu było to w kontekście tego, że discard jeden za jeden (pomijając Mental Anguish) był mało konkretnym zagraniem, nie dającym żadnej przewagi. Dopiero druk popularnego "wojdfajera" sprawił, że granie discardem ma sens. Oprócz tego w zestawie mieliśmy karty manipulujące resy przeciwnika, czyli Thwarting Kolkar Aggresion i The Root of All Evil. Cała reszta to seek and destroy z nieśmiertelnym The Bringer of Death na czele. Trzeba przyznać, że wraz z zagraniem Bringera czuło się przypływ mocy w pomieszczeniu :-)

To byłoby w zasadzie na tyle jeżeli chodzi o dzisiejszy tekst. Jakoże Worldsy zbliżają się dużymi krokami, a właściwie są już za rogiem, ze 2-3 artykuły będą pewnie poświęcone temu eventowi, na którym kibicujemy Gnimshowi, jako jedynemu reprezentantowi Polski (nie licząc Janka Palysa). 
Jeżeli ktoś chciałby przeczytać coś na konkretny temat to można śmiało do mnie pisać w komentach/na forum/e-mailowo. Zachęcam również do pisania własnych tekstów, a w nagrodę zostaniecie obdarowani kartami FOIL.

Zdravim!

wtorek, 30 października 2012

Blast From the Past! Część II

W pierwszej części z serii Blast From the Past, która może się trochę pociągnąć, przypomnieliśmy sobie talie z dodatków Heroes of Azeroth i Dark Portal. Dzisiaj kontynuuję podróż do przeszłości przesuwając się do przodu na osi czasu. 

Expansion packi Fires of Outlands oraz Molten Core (treasure pack) przyniosły wiele dobra dla wielbicieli różnorakiego oręża, w szczególności dla klasy rogue.


Allies:

Abilities:

Equipment:

Quests:

---
Side Deck:

Rogal dostał mnóstwo dobra wraz z nadejściem nowych czasów. Przede wszystkim Eskhandars Right Claw, który niesamowicie buffował szeregowego Carolla. W pierwszej turze mieliśmy zazwyczaj chłopa 2/2, który rósł z każdą turą. Tanie, dual-wieldowe bronie były skutecznie buffowane przez Eye of Rend czy świetny Suprise Assault, który był kartą przetargową w przypadku gry z solo wojem.
Generalnie taktyka polegała albo na wycinaniu stworów przeciwnika albo na jechaniu prosto w gardło w zależności od tego czym straszył nas oponent. Ewentualnie ubytki w zdrowiu uzupełnialiśmy flaszką z czerwonym roztworem tudzież ukrywaliśmy się na całą turę za Vanishem (lub innym środkiem piorącym).
Hordowym ekwiwalentem Rottuna był Daspien Bladedancer, rasowy blood elf, który oferował nam świetnego questa Solanian Belongings, wracającego nam takie karty jak Jackknife, Vanish czy Sinister Strike. Dodatkowymi plusami w tym decku był dobry dociąg, dzięki Counterattack oraz świetny flip.

Hero: Nathadan

Allies:

Abilities:

Equipment:

Quests:

---
Side Deck:

Kto nie pamięta Nathadana niecha się nie przyznaje :-) Pure control deck, zbudowany bodaj przez Stuarta Wrighta, o ile mnie pamięć nie myli. Czerwony blood elf posiadał całe mnóstwo zabawek do odpychania naporu przeciwnika od protektorów, przez Hellreaver, po Susvayin, Holy Shield i Hammer of Justice.
Ta ostatnia karta była również deską do trumny wielu solo rogali i warriorów, gdyż dzięki Solanian Belongings posiadaliśmy wirtualne 7-8 sztuk tej karty zostawiając przeciwnika w pozycji leżącej przez wiele tur. Koniec końców odpowiednio duża Tewa Wildmane była zaporą nie do przejścia dla drugiej strony stołu. 
Blessing of Wisdom, jedna z kart, dla których ta talia powstała dawała nam mocnego kopa, a Lorthemar Theron dzięki swojej mocy był praktycznie nie do zabicia. Z tej samej racji w decku znalazły się techowe Vordeny na spodziewane mirrory.
Ostateczną ciekawostką dla tych co nie wiedzą jest Lay on Hands. Karta wydrukowana typowo na terminację, które w owych czasach przy formatach Best-of-Three zdarzały się dosyć często.


Allies:

Abilities:

Quests:

---
Side Deck:

Na deser zostawiłem sobie Omedusika. Jeden z najszybszych rushowych decków tamtych czasów zaistniał tylko dzięki Shadowfiendowi. Legendarny stworek dostępny tylko dla księży niesamowicie szybko dziobał życie przeciwnika, a dzięki swojej umiejętności pozwalał nam utrzymać tempo dzięki odkręcaniu resourców. 
Kombo Morlug Soulreaver + Faesha pozwalało zadać dodatkowe obrażenia przeciwnikowi zupełnie znikąd, ewentualnie można też było zrzucić potrzebną kartę pod Finkle. 
Tak jak i większość tamtejszych talii posiadała ona mocny zestaw szybkich questów, które pozwalały nam się szybko odbudować rękę po wypaleniu się z kart.
Zabicie Shadowfienda było kluczem do wygrania rozgrywki z Omedusem, a i tak było to często bardzo utrudnione ze względu taniego PW:Shield. Nie trzeba w tym miejscu wspominać Finkle, który potrafił nam przywrócić szybko peta z cmentarza. Na ewentualnie puszki w sajdzie krzyczał do nas Hur Shieldsmasher.

Z talii, które pojawiły się w międzyczasie, a o których nie mam miejsca napisać więcej niż dwa słowa to:
- Telrander - niebieski druid oparty na formie i kartach ją bufujących takich jak Heart of the Wild czy Predatory Strikes. W odwodzie czekał dobrze uzupełniający regiment ally: Unen Rataan czy Savina Greysky
- Kana Naasis - niebieski, dranejski Hunter oparty na standardowym zestawie chłopków i zwierzątek dopalonych Master of the Hunt. W całości zestawu leśniczego nie mogło też zabraknąć legendarnej strzelby Blastershot Launcher
- Ozzati - kolejny, szybki niebieski rush, tym razem w wersji magicznej. Kartą przetargową w tej talii był Dragons Breath, który likwidował zarówno ally jak i dual-wield przeciwnika.

niedziela, 28 października 2012

Blast from the past! Część I

Haj!

Długo zastanawiałem się co będzie tematem kolejnego artykułu na Waszym, ulubionym Stefanie i doszedłem do wniosku, że warto odświeżyć sobie trochę historię karcianki. Dla tych, którzy grają w WoWa od samego początku, tj. Heroes of Azeroth będzie to miłe przypomnienie, zaś dla młodszych stażem na pewno warta przeczytania ciekawostka. W każdym razie będzie to miła odmiana od dzisiejszych formatów typu Core. 
Na pierwszy ogień bierzemy dwie talie z czasów, gdy wydrukowane były tylko kartoniki z Heroes of Azeroth. 



Hero: Elendril

Allies:
4 Fury

Abilities:

Equipment:

Quests:

---
Side Deck:


Elendril, niebieski hunter był jednym z pierwszych, topowych decków WoW TCG. Jeżeli dobrze sięgam pamięcią to talia ta wygrała również pierwsze Mistrzostwa Polski w 2006 roku (zwycięzcą był Michał Hanuszkiewicz z Wrocławia). 
Talia ta była typowym aggro w prawo. Pamiętam dobrze jednego gracza w Bardzie, który ogrywał nią wszystkich ze słuchawkami na uszach przekręcając swoje karcioszki w prawo. Naporowe tanie ludziki w połączeniu z dobrymi, hunterskimi petami. Do całości Krol Blade, nieśmiertelny Leeeeeeroooooooy Jenkins oraz Aimed Shot na dobicie. Oczywiście jak na tamte czasy przystało talia była relatywnie tania, a podstawowym problemem było zdobycie Lirojów. 
Ja jako hardcorowy control player grałem taliami, które potrafiły stawić opór Elendrilowi, jedną z nich był Grennan Stormspeaker:


Allies:

Abilities:

Equipment:

Quests:

---
Side Deck:

Czerwony shammy był już zupełnie inną, kontrolną talią, której celem było wstawienie dużego stwora, np. Zylah Manslayer w późniejszych turach. Do obrony mieliśmy takie karty jak Ghost Wolf, Frost Shock czy Searing Totem. Chain Lightning potrafił zrobić masakrę rzucony w dobrym momencie kasował Apprentice Teep, Latro Abiectusa i Fury. Do tego kilka dobrych protectorów, m.in. sławetna Ophelia Barrows, która fajnie manipulowała graveyard przeciwnika. 
Deck ten był dosyć popularny również ze względów finansowych. Naliczyłem tu raptem 9 erek. Do kosztowniejszych kart należałoby dorzucić również Counterattack, który przez długi czas był jedną z najdroższych uncommonów w karciance (i bardzo grywalnych).
W tym miejscu niestety wychodzi fakt, jak bardzo gra się zepsuła patrząc na tamte czasy. Dzisiaj topowe talie warte są setki złotych, a liczba erek nieraz potrafi przekroczyć połowę talii. Wtedy można było złożyć nawet decki bez R/E i być w stanie grać na równi z najlepszymi.
Oczywiście nie będziemy tutaj dyskutować tego jakim dobrym pomysłem było granie z 10-kartowym sideboard'em, który skutecznie walczył z przeciwnościami losu, czyli rzutami kostką.

Pare miesięcy i dodatków dalej, znany i lubiany deckbuilder Tim Batow wrzuca pierwsze solo do metagame:


Abilites:

Allies:

Equipment:

Quests:

---
Side Deck:

Archetyp Bulkasa powstał dzięki Cruelty, karcie która skutecznie odpierała ataki przeciwnika oraz Wrath Scythe, broni dzięki której mogliśmy się wyleczyć z wielu punktów obrażeń. Talia ta była już mocno naszpikowana erkami i epikami, a karty takie jak Skullflame Shield czy Stronghold Gauntlets były (a może i nadal są) naprawdę trudne do zdobycia. 
Jeżeli tylko udawało się nam odeprzeć pierwsze fale rushu przeciwnika byliśmy przeważnie "w domu". Przeciwnik nie miał zbyt wiele opcji na niszczenie EQ (Moira Darkheart i Chipper Ironbane), a jeżeli już je dobrał to tracił mocno swoje tempo.
Warto zauważyć jak wiele questów grało się wówczas. Każdy deck zawierał ich ok. 16 co może świadczyć o tym, że talie były dosyć zbalansowane i nie dało się złożyć czegoś bez dociągu w prawo co zabije szybko i bezboleśnie.

Żeby nie było nudno za czasów Dark Portal pojawił się jeszcze jeden nowy typ decku: combo:


Abilites:

Allies:

Equipment:

Quests:

---
Side Deck:

Dla tych co nie widzą śpieszę z pomocą aby wytłumaczyć o co kaman. Naszym głównym win condition był Spirit Healer, który wstawia co turę ally. Drawbackiem jest to, że wstawia też ally do gry po stronie przeciwnika, ale mamy dostępnę środki aby temu zaradzić (vide Cannibalize czy Ophelia Barrows). Gros protektorów, dobry heal oraz świetny dociąg zapewniały nam przetrwanie do czasu zagrania Spirit Healer. Jeżeli dodatkowo udało nam się wrzucić Lockholara do GY to gra była praktycznie wygrana.

To byłoby na tyle tytułem wstępu do tegoż tematu. W następnych artykułach podążę śladem kolejnych dodatków. 
Swoją drogą byłoby naprawdę fajnie i ciekawie zagrać jakiś turniej w formacie, np. HoA only , tudzież HoA + DP i inne kombinacje. Ot taki 'blast from the past' ;-) Tylko czy ktoś posiada jeszcze karty ...


środa, 24 października 2012

Relacja z MP - część III

2x Gutfin


Taką oto talią rozpocząłem drugą rundę Mistrzostw Polski 2012 w formacie Draft. Przebieg tegoż wyglądał mniej więcej następująco:
- na pierwszym picku Tomb of the Forgotten dostałem Akhet tof. Na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem mocny, jednak w rzeczywistości nie oferuje nic ponad 5/5 Protector.
- w tym samym boosterze dostałem do łapki Boundless Winter tof - kartę ciekawą z tegoż względu, że chroni nas przed przewinięciem się. Dodatkowym atutem był fakt, iż czerwony DK ma jednego z najlepszych flipów w Limited, więc doszedłem do wniosku, że spróbuję pójść w tę stronę.
- w kolejnych pickach zmuszony zostałem do zrezygnowania z mojego masterplanu z racji tego, że dostawałem tylko niebieskie stworki do ręki. Dodatkowo przepuszczonych zostało parę ciekawych kart do maga, które skwapliwie zebrałem (Wildfire tof, Boundless Magic tof)
-  w Crown of the Heavens dostałem prezent na 2. picku w postaci Gerrunge the Sadist - chłop 4/4 za 3 kosztu zawsze będzie w dobrej cenie. W tym momencie ciągle byłem otwarty na klasę
- przyszedł czas na Throne of the Tides i Grimnar - no tej karty nie mogłem przepuścić dalej - picknąłem aż miło
- jedyne czego żałowałem po zakończeniu, to puszczenia butelki lockowej, no ale widocznie miałem jakiś powód ;-)

Talia na starcie naprawdę wydawała mi się kiepściutka z kilku powodów:
- w jedynkach nędza poza Tommim i Starfishem, i nikt mi nie wmówi, że Gutfin jest fajny
- w dwójkach tylko 3 ally - sytuację ratowała rougowa flaszka
- w trójkach podobna sytuacja jak wyżej, tylko 3 sztuki, za to 2 bardzo mocne
- w czwórkach same blanki z nędznym Neferset Frostbringer tof na szarym końcu
- w piątkach tragedia - podstawowym zagraniem w tej turze był flip (Skodis the Nethertwister) lub zrobienie questa
- powyżej było już dobrze, jednak pod znakiem zapytania pozostawało to czy uda mi się dożyć do późniejszych tur

Co do samych gier to przedstawiam tylko króciutkie streszczenia, ponieważ pamięć ulotna bardzo jest :-)

Game 1 vs Manchox (Artur Lasota)
Z tego co pamiętam to Manchox również uzbierał sobie Warlocka. Gry były dosyć jednostronne i ostateczny wynik to 2-0 dla mnie.

Game 2 vs Michał Uchman-Lach
Michał podjął bardzo dobrą decyzję pickując szamana z takimi mocnymi kartami jak np. Call of Lightning tof. Pierwsza gra trwała w nieskończoność. Co chwilę jedna ze stron zyskiwała przewagę by za chwilę ją stracić. Ostatecznie Michał przewinął się co zaowocowało punkcikiem po mojej stronie. W drugiej partii nie miałem zbyt wiele do powiedzenia i poległem bodaj w szóstej czy siódmej turze. Przed początkiem trzeciej gry na zegarze zostało kilka minut czasu, wysajdowałem więc najdroższe karty na rzecz taniochy. Ostatecznie udało mi się wbić więcej obrażeń złemu monsterowi (special thx to Sebastian Malak) i zapisałem na swoim koncie kolejne zwycięstwo.
Po grze powiedziałem Michałowi, że niepotrzebnie przedłużał pierwszą grę. Gdyby poddał ją zawczasu prawdopodobnie wygrałby całą partię, gdyż miał imho talię silniejszą od mojej. Umiejętność poddania partii w odpowiednim momencie to kolejny ważny skill w WoW TCG, który nabywa się stopniowo wraz z siwą brodą oraz ilością rozegranych gier.

Game 3 vs Gnimsh (Marcin Filipowicz)
Na mej drodze stanął kolejny warlock w postaci samego Gnimsha. Przed grą wiedziałem, że w Marcin w zanadrzu ma butelkę oraz Hand of Guldan tof. Musiałem zatem bardzo uważać co wstawiam w stół. Wygrany rzut kością gwarantował lepszy humor po mojej stronie i faktycznie pierwsza gra była dla mnie. W drugiej grze zostałem zmiażdżony przez potężny trick w decku Gnimsha, czyli Alaria the Huntress tof. Niestety brakło Gutfina na początkowej ręce i kotek, sam z bazy, wjechał mi za 16dmg. Nie było co zbierać. Trzecia gra to napór z mojej strony i topdeck ze strony oppa, oczywiście Hand of Guldan tof w Grimnara. Stanąłem pod ścianą jednak w skuteczne strzały z Legacy of Arlokk sprawiły, że wyszedłem z tej batalii zwycięsko z 1HP.

Ostatecznie wyszedłem obronną ręką z drafta wygrywając wszystkie trzy gry. Naprawdę nie tego spodziewałem się po tej talii. Możliwym jest, że ogólnie w puli na podzie pojawiły się kiepskie boostery bez wielkich bomb.
Fakt pozostawał faktem, że w tym momencie wchodziłem do Top 8 z najlepszym wynikiem 8-0.
Ciąg dalszy nastąpi ;-)

niedziela, 21 października 2012

Dwugłowy Ogr

Tym razem gościnnie na Stefanie relacja z turnieju dwugłowego ogra by Meleleta. Zapraszam!

W minioną sobotę w trójmieście zawitał do nas śmieszny format na BG, jakim jest Two-Headed Ogre. Chciałbym zaprezentować wam relacje z tego turnieju tak, więc miłej lektury. 

Zebraliśmy się w lokalu jakoś koło 12. Po krótkich rozmowach wybiło samo południe, Organizator zebrał wpisowe i wyruszył po nagrody. Po powrocie zostało tylko wybrać drużyny i do boju. Głosem narodu doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli dobierzemy się w pary losowo, ale tematycznie, czyli Monstery z Monsterami itd. oraz z taką restrykcją, iż osoby z większym stażem były parowane osobno. Było nas 12 grających, co dało 6 drużyn po losowaniu. Zostałem sparowany z Michałem, nazwaliśmy drużynę i czas na bój. 

Michał grał murlocami z Unleashem opartymi na wojowniku ja zaś zasiadłem za sterem Monsterowego Frost Mage. 


Lodacze Team vs Dominatorzy

Pierwsza potyczka i morale na starcie w dół. Dominatorzy wygrali rzut kostką, po czym rozpoczęli. Przeciwnicy grali Alliance DK i Magiem. Pierwszy grał Mage jego tura to zagranie resa i worgena za jeden 1 many 1/4  i oddanie kolejki do mnie. Dołożyłem manę i pozwoliłem zagrać Michałowi, który zagrał slippyfista i resa. Kolejny DK zagrywający jakaś zarazę za jeden many do Michała. Druga tura i rozpoczyna mage dogrywając manę i wstawiając dwóch protektorów z Glory of Alliance, na co w odpowiedzi zagrałem Flame Lance do worgena przeciwnika. Dostałem priorytet, dołożyłem resa i pozwoliłem grać Michałowi trzymając na ręce Frost Blasta na wypadek gdyby jego rybka miałaby być zprotektorowana lub Overload, na jakiegoś ally DK. Michał dograł Crabbyfina, włożył jeszcze Baby Murloca, wstawił dwa kraby i zaatakował Slippyfistem. DK zagrał Chains of Ice na kraborybę. Tura trzecia i mage zagrywający świnkę na Slippyfista na co w odpowiedzi zagrałem Frost Blasta i zniszczyłem dwóch protektorów. Moja runda i zagranie Ice Barrier. Michał dograł  Swarmtootha i odkrył Baby Murloca, który od razu wszedł zrobił flipa i zaatakował w dk. DK w trzeciej turze nic chyba nie zrobił (nie pamiętam dokładnie). Mage w swojej turze zagrał jakiegoś stworka za 4 many. Z początkiem mojej tury 5 do Dk i revenant w stół. Michał zagrał upheaval do dk, który odpadł z rywalizacji i zaatakował całym stołem w maga. W następnej turze mag się poddał.

1-0

Lodacze Team vs Organizer Team 

Wiedziałem od początku, iż będzie to bardzo ciężki pojedynek, bo przeciwnikiem był Organizator turniejów w trójmieście i doświadczony gracz Irius grający Joleerą i nowy gracz grający czerwonym lockiem. Po wygraniu rzutu przez przeciwników zaczął Lock zagrywając Rosalyne von Erantor i strzelając w siebie 3 dmg. Moja tura Flame Lance w sojusznika przeciwnika. Michał dograł rybę. Irius tylko manę. Jego team mate zagrał jakiegoś dropa na drugą turę. Moja tura i servant w stół. Michał dograł Swarmtootha, odkrył rybkę i wziął do reki. Krzysiu zagrał SFK i znów spasował. Lock zagrał ally 1/3 wstawiającego toksa 2/1. W odpowiedzi na deklarację ataku we mnie zagrałem Frost Blasta w drugo turowego dropa. Moja tura to Gilblin, Michał dograł jakieś kolejne rybki, na co Krzysiu odpowiedział Poison the Well. Krzysiu zagrał manę i spasował. Lock nie pamiętam, co zrobił, w mojej turze za szybo dociągnąłem manę i niestety nie wtasowałem Gilblina. Dograłem Revenanta i puściłem kolejkę do Michała, który zagrał Unleash the Swarm, niestety tylko po trzy ryby. Krzysiu w swojej turze zagrał Edwina. Lock i piąta tura to apokalipsa po mojego Revenanta i 10 do Michała. Ja kopałem w swojej turze po barierę bez skutku. Michał dograł rybę. Krzysiu z Edwina do mnie i z jednego toksa, którego zjadła SFK zagrał Mazukona i do mnie. Padłem po kilku kolejkach tak jak Michał.
1-1 

Lodacze team vs Lamski team

Gramy z Kamilem kierującym czerwonego maga i jego kumplem z czerwonym rogue. Po wygranym rzucie kością zacząłem dokładając manę i Servanta. Kamil zagrał maę jak i jego teammate. Tura Michała, który zagrał rybę. Moja tura to top deck maski i zagranie jej na maskę Kamila. Tura Kamila to Lordann i priorytet do rogue, który spasował. Michał dograł baby rybę i dwa Gutfiny. Moja tura i znów z topa sytości w postaci bariery. Tura Kamila Lordanem w barierę i mana. Rogue zagrał ally z fero 3/1 do mnie. Michał dwie ryby, flip i zabił Lordana, resztą ryb atak w mage. Moja tura z początkiem 5 do maga i znów z topa bariera, którą od razu dograłem i pas do Kamila. Kamil dograł Daedaka. Tura Rouge, który spasował. Tura Michała i kilka ryb w stół, na co w odpowiedzi Rouge zagrał Poison the Well. Wszystkie ryby znikają i mój servant. Moja tura i 10 do mage, Kamil odpadł z rywalizacji. Boundless magic po barierę i trzecia w stole. Rogue zagrał coś w taki sposób, że moje bariery miały po jednym znaczniku. Michał zagrał Unlesha z rwlwlwlw i wjazd z ryb w rogue, moja tura 15 z początkiem i śmierć przeciwnika. 

2-1

Z takim wynikiem byliśmy na trzecim miejscu. Był to mój pierwszy turniej w takim formacie, który uważam za ciekawą odmianę od codzienności, jakim jest granie core i polecam go każdemu gdyż jest bardzo miła odskocznią.