sobota, 31 marca 2012

Początki nie zawsze są łatwe

Tekst autorstwa Krzyśka Matwiejczuka (ps. FallenEagle)


O WoWie w moim życiu słów kilka.

AKT 1:
Samą karciankę zacząłem kolekcjonować jakieś 3, 4 lata temu w drugiej klasie liceum, przy premierze bodajże Blood of Gladiators. Wtedy kupiłem na allegro swój pierwszy starter Drums of War. Szczerze pisząc, na WoWa zdecydowałem się przypadkiem, ot fajne grafiki, ładniejsze niż w MTG. Grać nie potrafiłem, a mieszkałem na wiosce zabitej deskami, gdzie ważniejsze od czegokolwiek ambitnego było wypicie browca pod sklepem z kumplami. Niestety grać nie było z kim. Z angielskim też nie byłem na Ty, bo 11 lat uczyłem się języka naszych zachodnich sąsiadów. Dopiero WoW wymusił na mnie naukę języka angielskiego. No ale ok starter przyszedł, jak większość z was pewnie pamięta zawierał dwie talie startowe, maga z sojuszu i łowcę z hordy. Wybór padł na hordę. Czemu? Pewnie ze względu na grafikę, ale ten trend utrzymuje mi się dalej, wciąż gram hordą/potworami. No ale z kim zagrać pierwszy pojedynek, gdy nie zna się podstaw karcianki, język leży i kwiczy. Wybór padł na rodzicielkę. Pierwsze spotkanie i z perspektywy czasu żałosne błędy, między innymi granie powiększonym herosem jako herosem talii (granie warlockiem i talią magową) i drugim herosem wtasowanym w talię, wielokrotnie wykonywane flipy. Gra wydawała się bez sensu. Myślałem wtedy: cóż tak musi być, to przecież karcianka kolekconerska, widocznie służy do kolekcjonowania. Po około miesiącu trafiłem na nasze polskie forum. Pierwsze zakupy u Adaśka i to podniecenie: "łaa będę miał dodatkową kartę do kolekcji z Drums of War". Do dziś pamiętam co to za karta, była to broń: Continuum Blade. Nawet na tamte czasy crap. Wtedy pojawiły się pierwsze plany, zafascynowany pokemonami stwierdziłem: "Chce mieć je wszystkie!"

Akt 2:
Po około roku przeprowadził się do nas człowiek z Gdańska, zakolegowaliśmy się i jakoś tak zaczęliśmy grać. Ja już po zakupach ton crapu miałem około 1000 kart. Wszystkie zapisywałem sobie na komputerze, ilość sztuk, przetłumaczony tekst itp. I znów pierwsze gry, już trochę bardziej obeznany z grą wiedziałem że nie gra się dwoma herosami. Wtedy jednak wciąż popełniałem duuużo błędów, dalej wielorazowe flipy, wielokrotne używanie broni bez płacenia kosztu strike, mieszanie umiejętności, które miały wymagania typu Beast mastery czy Survival. Z flipem też się działo. Kolega rzucał sobie jakąś abilitkę która preventowała obrażenia a następnie flipował Savin Lightguard'a. I tak co turę. Nasze gry miały po 20 tur, często zdarzało się, że przegrywał ten kto pierwszy stracił wszystkie karty. Żeby zagrać z kimś kto się zna, nie było gdzie, najbliższe miasto Gdańsk oddalone jest o 80 km, dojazdu bezpośredniego brak. I tak przy piwku mijały nam długie partie gry. A później przyszedł czas wyjazdu na studia. Karty sprzedałem. Kupiłem sobie odtwarzacz mp3 i zapomniałem o WoWie.

Akt 3:
Na studiach w okolicach listopada kupiłem sobie znowu talię Maga za 75 zł i swój pierwszy booster. Pierwsza Erka wyciągnięta z boostera to Korkron Vanguard. I znów zonk: nie ma z kim grać w mieście, graczy brak. Pod koniec listopada poznałem swoją obecną dziewczynę, jako że karcianką zainteresowania nie okazywała talię znów sprzedałem za 75zł razem z Kor'kronem, nowymi koszulkami alliance i deck boxem...

Akt 4:
Wakacje roku ubiegłego. Nudy i żeby nie siedzieć całymi dniami przed laptopem rzucam pomysł: a może jednak karty? "No dobra naucz mnie", pada odpowiedź. I znów forum. Zakupienie kupy crapu za 50 zł do maga i łowcy. Powolna nauka, w końcu "zauważenie" że na forum są również poradniki dla początkujacych. W końcu ogarnięcie o co chodzi z flipem bohatera. Błędy ale już drobniejsze, między innymi: mus wyłożenia surowca przed dobraniem karty itp. I znów pojawia się myśl: "będę miał je wszystkie". Własne zarobki pozwalające w końcu na kupowanie singli z średniej i wyższej półki. Tak graliśmy przez 3 miesiące i w końcu nastąpił odzew: jest jakiś gracz w Łodzi, który chce się nauczyć grać!. No to dawaj go do nas. Początki jak zawsze trudne, mimo gry już na serio, z zasadami gry i tak trwaja po 10 tur, ale to tylko na początku. W końcu konkurencja wymusza rozwój. Gry kończyły się coraz szybciej, pierwszy draft w 3 osoby, bardzo fajne wspomnienia. I w końcu odkrycie prawdziwego karcianego klubu gdzie można sobie pograć, kupić na miejscu boostery itp. Zaczyna się rozwój, boostery, coraz częstsze drafty, pierwszy release połączony z RQ, pozytywne wiadomości, przyjedzie Warszawa, Częstochowa, no w końcu pokażemy na co nas stać. Przychodzi czas turnieju i zonk, zajmujemy ostatnie miejsca. Pojawia sie pytanie dlaczego? I szybka odpowiedź udzielona nam chyba przez Gnimsha: "Za mało ogrania, tak w sumie to dopiero zaczynacie, zobaczycie jeszcze będą z was ludzie" No cóż wracamy do szarej rzeczywistości, przeglądania odpowiednich decków z mistrzostw różnego rodzaju. I znów składanie od nowa, częstsze drafty by nauczyć się skladać talie na szybko. Pojawia się ogłoszenie MazuCon. Szybka decyzja i jedziemy. Mimo iż w głównym evencie udziału nie brałem, bo stwierdziłem że z moja talią to wciąż jeszcze dużooo mi brakuje to postanowiłem wziąć udział w turnieju Loot hunting, w którym co turę rozlosowywane były looty. Dostałem 6 boosterów i cóż - takiego crapu to jeszcze nigdy w rękach nie miałem, żadnych dobrych pierwszoturowych ally oprócz jakiegoś Savage Raptor loota. Szczęście mi sprzyjało. Na głównym Evencie swojego faworyta nie miałem, ale najgłośniej kibicowałem w duchu ZoZowi i Dadiemu. Za miesiąc mamy Realm Championshipy na które niestety nie jedziemy z dziewczyną. Odkładamy już pieniądze na Pragę, gdzie celem naszym będzie Top 96 i zdobycie legendarnego Edwina z powiększoną grafiką, do kolekcji. Czy nam się to uda, nie wiem, wciąż się uczymy gry, zagrań, sztuczek i tym podobnych. Co prawda przydałoby się więcej graczy w Łodzi niż tylko trzech. Narazie ćwiczymy przeciwko topowym taliom tylko na proxach. Ja osobiście wciąż większość przegrywam, jednak gdy karty mi dojdą jestem w stanie wygrać w 3 turze, ale niestety to jest raz na fyfśset razy. Tym razem już nasze a nie tylko moje plany pozostają nie zmienione, wciąż chcemy mieć je wszystkie, narazie mamy ponad 1300 różnych kart, kiedyś mam nadzieję będziemy mieli wszystkie. Nigdy też nie graliśmy w WoWa Online chociaż już w kilku sklepach spotkałem się z opinią, że żeby grać w karciankę WoWa to MMO też trzeba znać co przynajmniej dla mnie jest totalną bzdurą. Czuję, że nasza przygoda z WoWem dopiero się zaczyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz