Tekst autorstwa Krzyśka Matwiejczuka (ps. FallenEagle)
O WoWie w moim życiu
słów kilka.
AKT 1:
Samą karciankę
zacząłem kolekcjonować jakieś 3, 4 lata temu w drugiej klasie
liceum, przy premierze bodajże Blood of Gladiators. Wtedy kupiłem
na allegro swój pierwszy starter Drums of War. Szczerze pisząc, na
WoWa zdecydowałem się przypadkiem, ot fajne grafiki, ładniejsze
niż w MTG. Grać nie potrafiłem, a mieszkałem na wiosce zabitej
deskami, gdzie ważniejsze od czegokolwiek ambitnego było wypicie
browca pod sklepem z kumplami. Niestety grać nie było z kim. Z
angielskim też nie byłem na Ty, bo 11 lat uczyłem się języka
naszych zachodnich sąsiadów. Dopiero WoW wymusił na mnie naukę
języka angielskiego. No ale ok starter przyszedł, jak większość
z was pewnie pamięta zawierał dwie talie startowe, maga z sojuszu i
łowcę z hordy. Wybór padł na hordę. Czemu? Pewnie ze względu na
grafikę, ale ten trend utrzymuje mi się dalej, wciąż gram
hordą/potworami. No ale z kim zagrać pierwszy pojedynek, gdy nie
zna się podstaw karcianki, język leży i kwiczy. Wybór padł na
rodzicielkę. Pierwsze spotkanie i z perspektywy czasu żałosne
błędy, między innymi granie powiększonym herosem jako herosem
talii (granie warlockiem i talią magową) i drugim herosem
wtasowanym w talię, wielokrotnie wykonywane flipy. Gra wydawała
się bez sensu. Myślałem wtedy: cóż tak musi być, to przecież
karcianka kolekconerska, widocznie służy do kolekcjonowania. Po
około miesiącu trafiłem na nasze polskie forum. Pierwsze zakupy u
Adaśka i to podniecenie: "łaa będę miał dodatkową kartę
do kolekcji z Drums of War". Do dziś pamiętam co to za karta,
była to broń:
Continuum Blade.
Nawet na tamte czasy crap. Wtedy pojawiły się pierwsze
plany, zafascynowany pokemonami stwierdziłem: "Chce mieć je
wszystkie!"
Akt 2:
Po około roku
przeprowadził się do nas człowiek z Gdańska, zakolegowaliśmy się
i jakoś tak zaczęliśmy grać. Ja już po zakupach ton crapu miałem
około 1000 kart. Wszystkie zapisywałem sobie na komputerze, ilość
sztuk, przetłumaczony tekst itp. I znów pierwsze gry, już trochę
bardziej obeznany z grą wiedziałem że nie gra się dwoma herosami.
Wtedy jednak wciąż popełniałem duuużo błędów, dalej
wielorazowe flipy, wielokrotne używanie broni bez płacenia kosztu
strike, mieszanie umiejętności, które miały wymagania typu Beast
mastery czy Survival. Z flipem też się działo. Kolega rzucał
sobie jakąś abilitkę która preventowała obrażenia a następnie
flipował Savin
Lightguard'a. I tak co turę. Nasze gry miały po 20
tur, często zdarzało się, że przegrywał ten kto pierwszy stracił
wszystkie karty. Żeby zagrać z kimś kto się zna, nie było
gdzie, najbliższe miasto Gdańsk oddalone jest o 80 km, dojazdu
bezpośredniego brak. I tak przy piwku mijały nam długie partie
gry. A później przyszedł czas wyjazdu na studia. Karty sprzedałem.
Kupiłem sobie odtwarzacz mp3 i zapomniałem o WoWie.
Akt 3:
Na studiach w okolicach
listopada kupiłem sobie znowu talię
Maga za 75 zł i swój pierwszy booster. Pierwsza Erka
wyciągnięta z boostera to Korkron Vanguard. I znów zonk: nie ma z
kim grać w mieście, graczy brak. Pod koniec listopada poznałem
swoją obecną dziewczynę, jako że karcianką zainteresowania nie
okazywała talię znów sprzedałem za 75zł razem z Kor'kronem,
nowymi koszulkami alliance i deck boxem...
Akt 4:
Wakacje roku ubiegłego.
Nudy i żeby nie siedzieć całymi dniami przed laptopem rzucam
pomysł: a może jednak karty? "No dobra naucz mnie", pada
odpowiedź. I znów forum. Zakupienie kupy crapu za 50 zł do maga i
łowcy. Powolna nauka, w końcu "zauważenie" że na forum
są również poradniki dla początkujacych. W końcu ogarnięcie o
co chodzi z flipem bohatera. Błędy ale już drobniejsze, między
innymi: mus wyłożenia surowca przed dobraniem karty itp. I
znów pojawia się myśl: "będę miał je wszystkie".
Własne zarobki pozwalające w końcu na kupowanie singli z średniej
i wyższej półki. Tak graliśmy przez 3 miesiące i w końcu
nastąpił odzew: jest jakiś gracz w Łodzi, który chce się
nauczyć grać!. No to dawaj go do nas. Początki jak zawsze trudne,
mimo gry już na serio, z zasadami gry i tak trwaja po 10 tur, ale to
tylko na początku. W końcu konkurencja wymusza rozwój. Gry
kończyły się coraz szybciej, pierwszy draft w 3 osoby, bardzo
fajne wspomnienia. I w końcu odkrycie prawdziwego karcianego klubu
gdzie można sobie pograć, kupić na miejscu boostery itp. Zaczyna
się rozwój, boostery, coraz częstsze drafty, pierwszy release
połączony z RQ, pozytywne wiadomości, przyjedzie Warszawa,
Częstochowa, no w końcu pokażemy na co nas stać. Przychodzi czas
turnieju i zonk, zajmujemy ostatnie miejsca. Pojawia sie pytanie
dlaczego? I szybka odpowiedź
udzielona nam chyba przez Gnimsha: "Za mało ogrania, tak w
sumie to dopiero zaczynacie, zobaczycie jeszcze będą z was ludzie"
No cóż wracamy do szarej rzeczywistości, przeglądania
odpowiednich decków z mistrzostw różnego rodzaju. I znów
składanie od nowa, częstsze drafty by nauczyć się skladać talie
na szybko. Pojawia się ogłoszenie MazuCon. Szybka decyzja i
jedziemy. Mimo iż w głównym evencie udziału nie brałem, bo
stwierdziłem że z moja talią to wciąż jeszcze dużooo mi brakuje
to postanowiłem wziąć udział w turnieju Loot hunting, w którym
co turę rozlosowywane były looty. Dostałem 6 boosterów i cóż -
takiego crapu to jeszcze nigdy w rękach nie miałem, żadnych
dobrych pierwszoturowych ally oprócz jakiegoś Savage
Raptor loota. Szczęście mi sprzyjało. Na głównym Evencie
swojego faworyta nie miałem, ale najgłośniej kibicowałem w duchu
ZoZowi i Dadiemu. Za miesiąc mamy Realm Championshipy na które
niestety nie jedziemy z dziewczyną. Odkładamy już pieniądze na
Pragę, gdzie celem naszym będzie Top 96 i zdobycie legendarnego
Edwina z powiększoną grafiką, do kolekcji. Czy nam
się to uda, nie wiem, wciąż się uczymy gry, zagrań, sztuczek i
tym podobnych. Co prawda przydałoby się więcej graczy w Łodzi niż
tylko trzech. Narazie ćwiczymy przeciwko topowym taliom tylko na
proxach. Ja osobiście wciąż większość przegrywam, jednak gdy
karty mi dojdą jestem w stanie wygrać w 3 turze, ale niestety to
jest raz na fyfśset razy. Tym razem już nasze a nie tylko
moje plany pozostają nie zmienione, wciąż chcemy mieć je
wszystkie, narazie mamy ponad 1300 różnych kart, kiedyś mam
nadzieję będziemy mieli wszystkie. Nigdy też nie graliśmy w WoWa
Online chociaż już w kilku sklepach spotkałem się z opinią, że
żeby grać w karciankę WoWa to MMO też trzeba znać co
przynajmniej dla mnie jest totalną bzdurą. Czuję,
że nasza przygoda z WoWem dopiero się zaczyna.



